Coś w tym chyba jest, że zakazany owoc smakuje najlepiej. Kiedy na świecie swobody było pod dostatkiem, ja straciłam wenę i przestałam robić zdjęcia. Na długo. Dzisiaj, w czasach kwarantanny, kiedy teoretycznie nie powinno się wychodzić z domu, moja wena nagle okazała się być jednak żywa i każe mi robić zdjęcia. Nagle zwykłe spotkanie przy kawie z przyjaciółmi okazuje się być świetną okazją do zrobienia kilku ujęć. Nie podejrzewałam, że cokolwiek z tego wyjdzie. Napewno nigdy nie zmienię zdania, że spontany są najlepsze!
W tym roku nie możemy w pełni cieszyć się wiosną. Taki mamy klimat, niestety. Przyznam szczerze, że tegoroczne kwitnące drzewka przechorowałam i nie miałam możliwości za bardzo się na nie napatrzeć. Na szczęście w Anglii wiosna przychodzi wcześniej i zdjęcia w kwiatkach zrobiłam już w lutym. Czekały niestety na obróbkę do wczoraj. Na codzień ciężko jest mi znaleźć czas i myślałam, że podczas kwarantanny będę mogła zrobić wreszcie wszystko. Przeliczyłam się. Szósty tydzień siedzę w domu i nadal nie wiem w co mam ręce włożyć. Mam nadzieję, że to jest normalna reakcja zdrowego człowieka na nagłe przymusowe bezrobocie.
Bardzo dawno nie istniałam aktywnie na tym blogu. W ogóle w świecie fotografii bywam teraz bardzo sporadycznie. Na palcach jednej ręki mogę policzyć ile sesji wykonałam w ciągu ostatnich 3 lat. Blokada twórcza czy brak czasu? Jedno i drugie, po części też w pewnym stopniu lenistwo. Chociaż jak tak na to wszystko spojrzę, może to nie do końca tak, że mi się nie chcę i wena mnie opuściła... może działam ale po prostu mam mniejszy przebieg. Przecież aktualnie nie pracuję jako fotograf, robię coś całkiem innego, coś co pochłania zdecydowanie za dużą część mojego czasu i energii. Przeglądając zdjęcia, które udało mi się z robić w tym nieszczęsnym czasie, mogę bez problemu wybrać kilka, które naprawdę mi się podobają. Żałuję tylko utraconej "popularności", a może nie tyle popularności co tego, że najzwyczajniej w świecie wypadłam z obiegu, kiedyś byłam mocno na bieżąco.
Ostatnio przeglądałam swoje profile fotograficzne na mega popularnych (kiedyś) portalach, które przy okazji dostarczały mnóstwo inspiracji, stwarzały warunki do zdrowej rywalizacji i były dla mnie mega silnym motorem napędowym.
Wychowałam się na photoblogu, zaczęło się od dodawania głupich przypadkowych zdjęć, które robiłyśmy wspólnie z koleżanką z gimnazjum. Po długim czasie zachwycania się nad pracami innych zapragnęłam robić też tak dobre zdjęcia jak oni. Przeglądałam inspiracje codziennie i namiętnie próbowałam stworzyć coś podobnego, nie tylko wizualnie ale też technicznie. Nie jest tajemnicą to, że człowiek nie rodzi się profesjonalistą i do wszystkiego trzeba w życiu dojść. Przebyłam długą drogę, miliony godzin poświęcone tej pasji i wreszcie kiedy doszłam do zadowalającego momentu, moja twórczość po prostu się wyłączyła. Chciałabym wrócić, często o tym myślę, ale póki co zostawiam was z Martyną i naszymi efektami zabawy ze światełkami. Od dawna chciałam się sprawdzić w zdjęciach tego typu, jakoś nigdy nie lubiłam pracować w takich warunkach, ponieważ jak dla mnie im więcej światła do zdjęć tym lepiej, a tutaj do dyspozycji miałyśmy ciemny pokój i kilka światełek choinkowych, ale wyszło lepiej niż się spodziewałam :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)